To o czym chcę Wam teraz, drodzy Internauci, opowiedzieć, na pewno jest trochę śmieszne, żałosne i dla niektórych zwyczajnie głupie, ale dla mnie stanowi ważny element mojego życia, bez którego nie umiałabym chyba normalnie funkcjonować. Gdy jest się osobą długotrwale bezrobotną, zajmującą się domem i czworgiem dzieci czasami nasz system własnej wartości może nieco źle funkcjonować i sugerować nam, że nic w życiu nie osiągnęliśmy. Tak było i w moim przypadku. Czułam się niepotrzebna, zaniedbana i mało ważna, mimo, że wiedziałam, że dla swoich dzieci i męża jestem wszystkim. Mimo to czułam się źle będąc kurą domową.
Pewnego dnia mój najstarszy, dwunastoletni syn wrócił ze szkoły i powiedział, że dziś na lekcji wychowawczej był u nich pewien pan, który opowiadał o pracy kierownika ds. zakupów Piekary Śląskie. Mojemu synowi tak funkcja wydała się bardzo podobna do tego, co ja robię w domu. W końcu ja również planuję co należy zakupić, by pokryć zapotrzebowanie rodziny na artykuły spożywcze, przemysłowe i usługi. Od tego dnia moje dzieci wymyśliły sobie zabawę, że będą próbowały dopasowywać zawody, o których słyszą, do mojej pracy w domu.
Na początku na całą ich akcję „praca dla mamy” patrzyłam z pewnym dystansem, jednak z czasem i ja zaczęłam z niej czerpać ogromną satysfakcję. No bo czy ktoś może się pochwalić, że jednocześnie pełni funkcję pielęgniarki (nie jestem w stanie policzyć liczby opatrunków założonych na rany moich dzieci), policjanta („Marsz do łóżek! Już późno”), kucharza, księgowego, kierownika ds. zakupów, kierowcy i wielu, wielu innych? Teraz widzę, że dla moich dzieci jestem jedyna w swoim rodzaju i to pozwala mi odbudowywać moje poczucie własnej wartości.